Opowieść od Szepczącej z Drzewami na Nowy Rok

Opowieść od Szepczącej z Drzewami na Nowy Rok

Agnieszka Antosik

W krainie, którą zamieszkuję, nie są oczywistą rzeczą spotkania z tak wspaniałymi, wiekowymi Drzewami jak w Turnickim Parku. Rolnicza Wielopolska! Dlatego nie opowiem Wam o Drzewie z naszych Lasów, a o Wierzbie – bliskiej towarzyszce, starej znajomej, swojskiej Przyjaciółce, Jeszcze ciągle można ją spotkać tu i tam, a jej charakterna, wiedźmowata sylwetka nie pozostawia wątpliwości: oto Osobowość!
 
 
O czym opowiedziałaby Wam Wierzba? Pytajcie raczej, czy macie dość czasu, by się zasłuchać! Wierzba, co ma żywotów więcej niż worek Kotów, przeżyła tyle historii, że nie na jedną opowieść, a na tysiąc i jeden nocy by ich starczyło. A że towarzyska, gościnna i hojna, już samo zapoznanie z Wierzbowymi lokatorami, zatrzyma Was na dłużej.
 
 
Najdawniejszymi czasy Wierzbę zamieszkiwał Weles, bóg zaświatów, magii, sztuki, rzemiosła, kupców, no i bogactw! Dziwiłby się może ten i ów, że tam potężne bóstwo to swojską Wierzbę obrało sobie za siedzibę. Dziwiłby się jednakże ten tylko, kto wszystkich oblicz Wierzby nie zna. Kto je zna, wie, ze Drzewo to lubi rosnąć na granicy światów, nawiedzane przez istoty nie z tego świata jest niezwykle chętnie, a jego płodność i żywotność nie ma sobie równych. 
 
 
Kiedy imiona starych bogów skazano na zapomnienie, a święte gaje wycięto, Wierzby się uchroniły. Nie tak dostojne jak Perunowe Dęby. a swojskie i zawsze swą żywotnością sprzyjające prostemu ludowi, Wierzby dały schronienie licznej braci diabelskiej. Jak Weles, były to napawające respektem, ale i szanowane persony. Imię ich można by zwać dla wygody Legion, ale ja Wam nie daruję i diabelskich mieszkańców Wierzby wyliczę: Łoziński, Wierzbnicki, Napaśnik, Przechera, Pokuśnik i Frant. To ci stali rezydenci, ale lubił i w Wierzbie pomieszkać sam namiestnik władcy piekieł Boruta, choć przecież stałą rezydencję miał nie byle gdzie, bo na zamku w Łeczycy.
 
 
Miały diabły swe Wierzbowe preferencje lokalowe. I tak –  Rokita mieszkał w zaroślach wierzbowych, Pokuśnik i Nienocki w drzewach rosnących przy drogach do kościoła i do karczmy, a Czart, Frant, Napaśnik albo Przechera na rozstaju dróg. Co to oznaczało? Ano że w okolicy Wierzbami porosłej trzeba się było liczyć z niespodziankami. 
 
 
Liczna diabelska zgraja bywała niebezpieczna dla błądzących nocą podróżnych: diabły a to krzywiły dyszle od wozów, a to odrywały płoszonym koniom podkowy, a to uśpiły i otumaniły woźnicę. Dodajmy, że diabelska czereda bywała niebezpieczna i za dnia! Jeżeli uczciwy człek w drodze do kościoła, zabłąkał się zupełnie niezamierzenie do karczmy… czyja była to wina? Wiadomo, diabelska!
 
 
Może łatwiej byłoby po prostu unikać Wierzbowych zakątków, cóż, kiedy za diabelską sprawą kryły się w nich pokusy! Być może to świecące wierzbowe próchno upewniło ludzi, że w drzewach tych znaleźć można diabelski skarb. Nie brakło takich oczywiście, którzy mieli ochotę się łatwo obłowić, zwłaszcza że diabły okresowo swe skarbce opuszczały.
 
 
I tak, niebezpieczne były wszelkie penetracje i poszukiwania w okresie do Trzech Króli do Palmowej Niedzieli. Wtedy prawowity właściciel strzegł swych Wierzbowych skarbców. Po święceniu wielkanocnych palm jednak, Wierzba – od tej chwili nieco odciążona od swego odium demonicznego Drzewa – była przez diabła opuszczana.
 
 
Co robi diabeł wygnany święceniem palm z Wierzby? To dość zabawna wędrówka, zatem posłuchajmy, co nam Wierzba o niej opowie: wypędzony z jej schronienia diabeł wstępował… w wielkanocny posiłek. Jaja, szynki, kiełbasa – całe były w mocy diabelskiej! Spokojnie jednak – do czasu śniadania wielkanocnego owe pokarmy były wszak święcone w Wielką Sobotę i nieszczęsny diabeł znów musiał czmychać precz. Tym razem rozgaszczał się wśród ziół, na nieco dłużej, bo aż do Matki Boskiej Zielnej. Wtedy musiał i wonne zioła porzucić i z desperacji wstępował w wodę. Na dnie osiadał aż do Trzech Króli, kiedy to znów wracał do ukochanej wierzby. Czemu akurat w Trzech Króli? Pozostawiam to Waszej wyobraźni, albo radzę szukać odpowiedzi u Wierzb z okolic Słonimia, bo to z ich stron wywodzi się opowieść o tułaczce diabelskiej. Może ma to związek z pradawnym zwyczajem świętowania Sabatu Zimowego Przesilenia do tego właśnie czasu? Tak czy inaczej, już za parę dni diabły wracają z do swych ulubionych Wierzbowych miejscówek i trzeba się z tym liczyć próbach penetracji diabelskiego skarbca.
 
 
Że nieproste to zadanie, wnioskować możemy po tym, że jakoś nie dochodzą nas wieści o rozlicznych sukcesach poszukiwaczy. Może dlatego, że tak naprawdę wersja o diable nieobecnym w miejscu zamieszkania przez większość roku, nie jest zbyt rozpowszechniona?
 
 
Ogólnie wiadomo było, ze diabeł opuszcza wierzbę w Niedzielę Palmową, z racji już wspomnianego święcenia wierzbowych bazi. Ale pozostałe dni roku? Niejeden żądny wzbogacenia się śmiałek narażał się na konieczność targów z przeliczającym złoto diabłem, albo wystawiał na śmieszność – wydobyte złoto mogło się zmienić w kupę śmieci. Mogło być jednak i gorzej. Bywało, że nieopatrzne sięgnięcie w głąb wierzbowej rozpadliny ściągało na nieszczęśnika gościec, który „momentalnie przyczepiał się do ręki i łamał człowieka”.
 
 
Stanowczo lepiej było się próbować z Wierzbowym diabłem dogadać, choć diabeł to jednak diabeł i ryzyko spore. Nigdy nie było wiadomo, czy nocą nie zmieni się w puszczyka albo w śmierć i nie zechce nawiedzić chałup. W okolicach, gdzie uwzględniano taką mroczną możliwość, Wierzby grodzono. Ale z rzadka  Bo tak naprawdę lud prosty często darzył Wierzbowe diabły. Powszechnie panowało przekonanie, że szkodzą one tylko bogatym, a ze swoimi stara się żyć pokojowo. Wierzby zatem dobrze się miały przy wiejskich gościńcach, a że rosły licznie, zawsze powracający do chałupy niezbyt pewnym krokiem chłop, mógł żonie wytłumaczyć, że licho z Wierzby go do karczmy zwiodło.
 
 
W naszych przeraźliwie racjonalnych czasach mało kto poszukuje w Wierzbach diabelskich skarbców. Jeżeli jednak wizja samotnej wędrówki o spóźnionej porze, przez drogę porośniętą rosochatymi, zadziwiającymi w świetle księżyca charakternicami, nieco jeży Wam włoski na karku, to kto wie… może licho nie zasnęło do końca?
 
 
Pewne jest, że gościnność Wierzby nie zmieniła się. Jak żadne inne Drzewo wspiera bioróżnorodność. W łęgach Wierzbowych gniazduje ponad 100 gatunków ptaków, takich jak takie jak Sikory, Szpaki, Kawki, Pliszki i Mazurki. To tu właśnie dom znajdują coraz rzadziej spotykane Dudki, Kraski czy Pójdźki. Nie gardzą rozległymi wierzbowymi dziuplami i więksi ptasi mieszkańcy: Kaczki Krzyżówki, Gołębie Grzywacze, różne gatunki Sów, pośród których wymienia się Uszatki, Puszczyki i Pustułki. Miękkie drewno wierzbowe z upodobaniem rozkuwają Dzięcioły różnej maści oraz Sikory czarnogłówki.
 
 
Ale nie tylko ptactwo chętnie rozgaszcza się w przepastnych wierzbowych dziuplach i korytarzach. Wierzby dostarczają pożywienia i ukrycia także ssakom. Z ukryć w popękanych pniach korzystają Zające, Jeże i liczne drobne gryzonie. W próchnie zimują Padalce.
 
 
Niesamowite dobrodziejstwa Wierzbowe wychwalają entomolodzy, którzy cenią ją – jak i my wszyscy powinniśmy – za pierwszą wczesnowiosenną pożywkę i schronienie dla zapylaczy. Zagrożone wyginięciem Chrząszcz Pachnica Dębowa, Wonnica Piżmówka i Szczerolotek Pstry oraz odżywiające się liśćmi Wierzbowymi gąsienice licznych gatunków motyli np. barwnego Mieniaka tęczowca, właśnie od tego Drzewa uzależniają przetrwanie swych gatunków na pełnej codziennych strat Ziemi.
 
 
Czasem Wierzba lubi ugościć… i inne Drzewo. Osobiście odwiedzam czasem tają, na której rośnie Bez Czarny.
 
 
Myślicie, że na przedstawieniu mieszkańców opowieści starej Wierzby się kończą?
 
 
Jest ich znacznie, znacznie więcej, bo oblicz Wierzba ma wiele, a każde fascynujące. Nasi przodkowie znali je świetnie, my zapomnieliśmy.
 
 
U zarania Nowego Roku każdemu z nas dobrze zrobi zapatrzenie się w Wierzbę – Drzewo pełne witalności i optymizmu, najwcześniej zwiastujące nam Wiosnę. Niech nas inspiruje!